Witold Jurasz Witold Jurasz
1386
BLOG

I znów o kadrach

Witold Jurasz Witold Jurasz Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Półtora roku temu napisałem dość ironiczny tekst o kadrach naszej dyplomacji:

http://mojeszyfrogramy.salon24.pl/622675,kadry-25-lat-po-prl

Minęło półtora roku, zmieniło się niemal wszystko, ale jak wiadomo czasem musi się zmienić wszystko, by nie zmieniło się nic.

Oto właśnie podjęto decyzję o obsadzie stanowiska ambasadora w Berlinie. To dość kluczowa placówka, więc pewnie spodziewacie się Państwo, że wysyłamy tam jakiegoś czołowego dyplomatę.

Niemcy do Warszawy wysłali "starego wyjadacza". Niemcy skądinąd mają zawsze - mam nadzieję, że wybaczy mi J.E. - nudnych ambasadorów. CV jak spod sztancy. Ambasada tu, ambasada tam, jakiś nudny Urząd Kanclerski i równie zapewne nudny MSZ. Czasem robią sobie przerwy w karierze na nudnych uczelniach (Harvard, Oxford). Zero ułańskiej fantazji. I tak oto trafił do nas Ambasador Rolf Nikel (CV do przeczytania tutaj: http://www.polen.diplo.de/…/01-botschafter…/botschafter.html)

Na szczęście my nie jesteśmy jednak Niemcami. Mamy fantazję. Nasz przyszły ambasador nie zajmował się tak przyziemnymi sprawami jak polityka zagraniczna (bo attache ds. kultury - taką funkcję pełnił nasz przyszły ambasador - polityką się nie zajmuje). Nie zajmował się też prawem, biznesem, nie był - no już to byłoby jednak coś - oficerem wywiadu. Zajmował się (teraz proszę o skupienie bo mimo, iż cytuję wikipedię będzie dużo trudnych słów) myślą Heideggera, neokantyzmem południowo-zachodnio-niemieckim (tzw. Szkołą Badeńską), odsłonił liczne neokantowskie zapośredniczenia ontologii fundamentalnej, hermeneutyką (której poświecił swe główne dzieła, a którą rozumie "jako pewne nowe stanowisko teoretyczne, którego podstawą jest kategoria rozumienia, jej założenia i konsekwencje". W krytycznym sporze z post-strukturalizmem i dekonstrukcją, w dialogu z anglosaskimi filozofami języka (Wittgenstein, Searle) oraz niektórymi hermeneutami (Fellmann) rozwija nową wersje filozofii hermeneutycznej, nawiązującej do programów: filozofii życia (Simmel, Dilthey) i filozofii kultury (Cassirer, Znaniecki). Elementami tej nowej koncepcji są rozprawy poświęcone hermeneutycznemu zwrotowi współczesnej filozofii, hermeneutycznej antropologii, etyce z hermeneutycznego punktu widzenia oraz hermeneutycznej filozofii polityczności".

Innymi słowy - gdybyście Państwo byli zagubieni - "ich" będzie robił dyplomację a "nasz" będzie sobie mógł uciąć inteligencką rozmowę o filozofii (a nie emisji gazów, Nord Stream, bazach NATO czy też innych takich drobnostkach).

Jan Pietrzak jeszcze za czasów Kabaretu pod Egidą skomentował kiedyś debatę Lech Wałęsy i Alfreda Miodowicza porównując ją do debaty G. Busha i M. Dukakisa i mówiąc, że "Lechu buszował, a tamten dukał". No tylko, że tym razem będzie na odwrót.

Ambasadorem w ważnym dla nas kraju powinien być profesjonalista. W wyjątkowych wypadkach ambasadorem może być też jednak np polityk, czy też np naukowiec bądź artysta, ale wówczas musi to być człowiek, który w swym niezwiązanym z dyplomacją życiu jednak de facto zajmował się polityką zagraniczną. Konieczne jest też, by był to taki "rozmiar kapelusza" by nikt nie miał wątpliwości, że rozmawiając z ambasadorem rozmawia z władzami państwa wysyłającego. Nasz przyszły ambasador nie spełnia wymogów ani jednej ani drugiej kandydatury.

Amerykanie nieraz ambasadorami robią ludzi bez profesjonalnego przygotowania - np ambasadorem w Japonii jest córka JFK. Tą sytuację od naszej różnią jednak dwa zasadnicze elementy. Amerykanie zastępcą ambasadora robią wówczas jednak "starego wyjadacza", a ambasador (i Dep. Stanu też) rozumie, że de facto placówką rządzi zastępca. U nas polityczny ambasador na wszelki wypadek tak obsadza placówkę, by nikt mu nie zagroził, a MSZ ustawia się "pod" politycznego ambasadora i gdy ten poczuje się zagrożony przez np. profesjonalnego radcę, to niechybnie odwołanie dostanie radca właśnie. Być może tutaj będzie inaczej, ale praktyka podpowiada, że bywa tak skrajnie rzadko. Ważniejszy jest jednak drugi element. Amerykanie mogą ambasadorem zrobić Myszkę Miki i tak czy owak będą potęgą. A my potęgą nie jesteśmy i dokładnie dlatego nie stać nas na eksperymenty.

Skąd zatem taka a nie inna kandydatura? Ano stąd, że jak nie było, tak nie ma u nas żadnego systemu, a stanowisko ambasadora to tyle, co kolejny łup. Kiedyś nominacje ambasadorskie były pochodną tego, czy ktoś znajdował się czy też nie w sławetnym "notesie Geremka". Też nie była to idealna sytuacja, ale B. Geremek to chociaż solidny notes miał. Notes, z którego czerpie się obecnie wypada na tym tle blado.

Mamy ponadto do czynienia z sytuacją, w której w otoczeniu najważniejszych polskich polityków zaroiło się od młodych naukowców, którym wydaje się, że dyplomacja to starcie racji, a nie interesów. Ludzie ci sądzą co prawda, że Polska otoczona jest przez jeśli nie wrogie, to na pewno nieżyczliwe nam siły, ale zamiast wyciągać z tego taki oto wniosek, że skoro tak, to musimy być bardziej profesjonalni, bardziej przygotowani, merytoryczni i sprytni uważają, że skoro mamy rację to wystarczy do owych racji przekonać naszych partnerów. Idealnym dyplomatą tym samym nie jest zimny profesjonalista, ale człowiek, który ma rację. Tak oto w dyplomacji następuje zmiana. Dyplomacji, której istotą za czasów PO stawało się z wolna zajmowanie się wszystkim poza polityką nie zastępuje jednak profesjonalna dyplomacja, ale dyplomacja misyjna. Też bez sensu.

--------------

Zaniedbalem ostatnio prowadzenie bloga na salonie. Obiecuję poprawę.

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka