Krzystof Rak, członek Zarządu Ośrodka Analiz Strategicznych (nowego think-tanku, który został niedawno powołany do życia, a który formalną działalność zacznie w kwietniu) na łamach Plus Minus (weekendowego dodatku do dziennika Rzeczpospolita) analizuje politykę zagraniczną USA i stwierdza, że interesy Waszyngtonu i Berlina są w istocie komplementarne, a pomiędzy RFN i USA panuje zrozumienie odnośnie do swoistego podziału odpowiedzialności.
Od siebie dodam, że powyższgo stanu rzeczy nie zmieniła w mojej ocenie również agresja Rosji przeciw Ukrainie - działania Rosji póki co bowiem w najmniejszym nawet stopniu nie zagrażają "żywotnym interesom" Stanów Zjednoczonych. Skądinąd w swoich tekstach zwracałem nieraz uwagę na to, iż Rosja potrzebna jest Waszyngtonowi w sprawach takich, jak program atomowy Iranu, Syria, bliskowschodni proces pokojowy, Afganistan, równoważenie potencjału Chin etc.
Co nie mniej istotne elity waszyngtońskie dokonały, jak się wydaje, strategicznego wyboru i Stany Zjednoczone po krótkim epizodzie, gdy Waszyngton prowadził politykę unilaterlizmu przywróciły do łask, obcą sobie przez całe lata, zasadę równowagi sił. I tak oto na naszych oczach powstaje nowy sytem, który jest w istocie niczym innym jak koncertem mocarstw.
K. Rak zadaje pytanie "Jaką pozycję w koncercie mocarstw zajmie Polska?" i udziela na nie pozbawionej złudzeń odpowiedzi: "Prawdopodobnie żadnej. W relacjach międzypaństwowych, w których decyduje równowaga sił, rozstrzygające słowo mają bowiem mocarstwa. A Polska jest słabym, peryferyjnym krajem Zachodu, który na dodatek nie ma ochoty do gry ani na wielkiej, ani na małej szachownicy". Dalej zaś Autor stawia prowokacyjne pytanie czy przekonanie Warszawy o tym, iż "w razie czego" na pomoc Polsce przyjdą Stany Zjednoczone nie jest przypadkiem bardziej wyrazem naszej wiary, niż odzwierciedleniem realiów.
Od siebie dodam, że ilekroć slyszę pytanie o to, czy dziś ktoś "umierałby za Gdańsk" zastanawiam się czy my gotowi bylibyśmy "umierać za Narwę" (Tallin, Rygę i Wilno).
Przeprowadźmy zatem eksperyment myślowy - może warto rozważyć złożenie propozycji państwom bałtyckim skierowania na ich terytorium np. po batalionie Sił Lądowych Wojska Polskiego.
Uważam, że warto to rozważyć - szczególnie, że na tym etapie oferując państwom bałtyckim realne wsparcie w istocie nie narażalibyśmy życia naszych żołnierzy - wiele za to moglibyśmy zyskać.
- podbić stawkę w grze toczonej z Rosją, która - zgodnie z tym, co zawsze stanowiło istotę jej polityki - w obliczu realnego oporu ustępuje (o czym pisał skądinąd w swoim "Długim Szyfrogramie" nieraz przeze mnie cytowany George Kennan). Oto ograniczony nawet atak na jedno z państw bałtyckich oznaczałby atak na niemal 40 milionowy kraj członkowski NATO. Twierdzę, że takiego scenariusza nie chce ani Moskwa, ani Waszyngton, a już na pewno nie Berlin;
- wymóc na naszych partnerach w Berlinie i Waszyngtonie, by ci układając się z Rosją uwzględnili nasze interesy i dali nam twarde gwarancje bezpiecześtwa (czyli obecność sił NATO) tj. to, co próbujemy uzyskać, ale czego nie uzyskujemy, bowiem poza prośbą niczego nie kładziemy na stół w rozmowach z Amerykanami;
- w relacjach z Litwą - dokonać przełomu na miarę wyzwań, przed którymi stoimy (o ile oczywiście my dojrzejemy do szacunku dla słabszego partnera, a Litwini do postawienia swoich interesów ponad swoje resentymenty).
Czy to, co powyżej zarysowałem jest możliwe? Podzielam ocenę Krzysztofa Raka, który odnotowuje słabość Polski. Nie zmienimy oczywiście wektorów światowej polityki. Ale w tym, co postuluję nie o zmianę wektorów chodzi, a o kilka korekt do układów w regionie. Korekt, których Polska potrzebuje, gdyż aby dogonić świat musi móc jeszcze przez kilkadziesiąt lat myśleć o rozwoju, a nie o przetrwaniu.
Warto przy tym pamiętać, że Moskwa nie rozumie i nie zrozumie, że Polska i kraje bałtyckie żyjące w poczuciu bezpieczeńśtwa są i jej na rękę. Jeśli więc mielibyśmy zdecydować się na rozważaną przeze mnie "ucieczkę do przodu" to z całą pewnością Kreml zagroziłby nam nieobliczalnymi konsekwencjami. Tyle, że im bardziej będzie nam groził, tym bardziej konsekwentni powinniśmy być w swoich działaniach.
Czy to z kolei jest realne? To zależy już tylko od odwagi i wyobraźni. A w istocie od rozwagi.
Komentarze
Pokaż komentarze (33)