Witold Jurasz Witold Jurasz
3614
BLOG

Czas na odwilż z Mińskiem?

Witold Jurasz Witold Jurasz Białoruś Obserwuj temat Obserwuj notkę 16

 

22 kwietnia prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka wygłosił coroczne orędzie do narodu.  Znalazło się w nim kilka ciekawych stwierdzeń. Godne podkreślenia są:

1.      ledwie zawoalowane ostrzeżenie i groźba użycia siły wobec tym razem nie prozachodniej opozycji, a tych, którzy ośmieliliby się wyjść z hasłami o prześladowaniu Rosjan na Białorusi;

2.      wyraźne podkreślenie znaczenia języka białoruskiego

3.      podkreślnie uznania władz w Kijowie i sprzeciwu wobec nie tylko podziału, ale nawet federalizacji Ukrainy (w tym miejscu prezydent RB otwarcie wspiera Kijów przeciwko Moskwie).

W Polsce - jak zwykle - podkreślane były w zasadzie wyłącznie te fragmenty, w których A. Łukaszenka mówił rzeczy miłe dla Moskwy. Oczywiście A. Łukaszenka podkreślał „braterski sojusz” z Rosją, ale też trudno się spodziewać, iżby widząc działania Moskwy wobec Kijowa nagle zdecydował się na jakąś woltę. To, co powiedział A. Łukaszenka wskazuje na to, iż nie jest on – jak sądzi wielu w Polsce – jedynie narzędziem w rękach Moskwy. Jego stosunek do wydarzeń na Ukrainie może oznaczać, że A. Łukaszenka staje się nieomal jedynym naszym sojusznikiem za Bugiem. Czy się nam to podoba czy nie, Białoruś stała się jedynym przewidywalnym krajem za naszą wschodnią granicą a sam prezydent Łukaszenka - nieomal ostoją stabilności w regionie.

  Najnowsze orędzie A. Łukaszenki wygłoszone jest nieomal w 20 lat po tym, gdy objął on urząd prezydenta. Warto uświadomić sobie, że gdy A. Łukaszenka obejmował władzę prezydentem Rosji był Borys Jelcyn, a Władimir Putin był postacią całkowicie anonimową.

System na Białorusi ma kilka zasadniczych cech charakterystycznych, które skutecznie go konserwują.

1.      W przeciwieństwie do Rosji i  Ukrainy, na Białorusi okres względnej swobody był na tyle krótki, że ilość osób świadomych swych praw politycznych jest nieporównywalnie mniejsza.

2.      Charakter narodu białoruskiego wydaje się zasadniczo różnić od Ukraińców i swoista pasywność wydaje się sprzyjać stabilności systemu politycznego RB.

3.      Stopień korupcji systemu na Białorusi jest nieporównywalnie niższy w Rosji czy też na Ukrainie co służy stabilizacji reżimu,

4.      Jakkolwiek A. Łukaszenka zmuszony jest do stopniowej liberalizacji (gospodarczej) systemu (co jest pochodną osłabienia jego władzy i konieczności zgody na bogacenie się jego pretorian) to jednak stopień nierówności społecznych na Białorusi jest nieporównywalnie niższy niż na Ukrainie i w Rosji.

5.      Na Białorusi są co prawda ludzie bardzo bogaci, ale system nie ma charakteru oligarchicznego, gdyż wszyscy najbogatsi ludzie rozumieją, że ich los zależy wyłącznie od woli A. Łukaszenki.

6.      Średnie i niższe poziomu struktur władzy są, z racji bycia częścią systemu, beneficjentami rządów A. Łukaszenki, co różni system białoruski od ukraińskiego (i w pewnym stopniu również rosyjskiego), który zapewnia władzy lojalność jedynie najbliższych mu ludzi; A. Łukaszenka poprzez bardziej równomierny podział dób stworzył system, w którym – jak się wydaje – może liczyć na lojalność również lokalnych struktur władzy.

7.      Jakkolwiek władza A. Łukaszenki wydaje się mieć – w sensie gospodarczym – nie tak solidne, jak niegdyś podstawy, to nadal poziom życia na Białorusi jest zdecydowanie wyższy niż na Ukrainie i – jeśli nie brać pod uwagę Moskwy i Petersburga – niekoniecznie odbiega od poziomu życia w Rosji.

8.      Warunki prowadzenia biznesu są na Białorusi od lat już lepsze niż w Rosji i na Ukrainie, gdzie można co prawda zarobić szybciej i więcej, ale można też wszystko stracić (powyższe skądinąd potwierdzają polscy przedsiębiorcy prowadzący interesy nad Swisłoczą) – powyższe powoduje wsparcie ze strony biznesu.

9.      Większość opozycji jest albo zastraszona, na emigracji albo jest też agenturalnie spenetrowana; przykład Ukrainy dowodzi co prawda, że możliwe są protesty niejako bez liderów, ale w wypadku RB nie ma tak wyraźnego podziału społeczeństwa na część prozachodnią i prorosyjską, co każe ze sceptycyzmem patrzeć na perspektywy spontanicznego buntu.

Wg najnowszych badań opinii publicznej poparcie dla A. Łukaszenki - mierzone przez niezależną sondażownię prof. Olega Manajewa – rośnie. Nie możemy więc wykluczyć, że białoruski prezydent będzie jeszcze długie lata dzierżył ster rządów w Mińsku. Skądinąd powyższe samo w sobie jest dowodem na klęskę założeń naszej polityki wschodniej i dowodem słabości zaplecza eksperckiego, które konsekwentnie od 20 już lat przewiduje „rychły” upadek białoruskiej gospodarki i idący za tym - upadek A. Łukaszenki.


Skoro takie są realia to może więc nadszedł czas na odwilż w relacjach z reżimem A. Łukaszenki? Sprzeciw wobec dialogu z Mińskiem oznaczać może tylko dwie rzeczy. Wynikać może on z głębokiego idealizmu (który wypada szanować, ale którego nie można uznać za kompas w polityce zagranicznej, której celem musi być zawsze realizacja własnego interesu narodowego). Idealizm ów każe nam od lat uznawać, że walka o demokrację jest naszym pierwszorzędnym zadaniem na wschodzie (i nic to, że owego zadania nijak nie umiemy zrealizować). Są jednak i tacy, którzy w przedziwny sposób potrafią latami łączyć z jednej strony przekonanie o tym, iż należy porzucić walkę o "zasady" w relacjach z Rosją, ale zarazem na ołtarzu tychże gotowi są kłaść relacje z Białorusią. Pomijając już schizofrenię, która stoi za powyższym trudno nie zadać sobie pytania czy to, że podporządkowując nasze relacje z sąsiadującym z nami państwem idei pięknej, ale niezmiennie mało realistycznej nie działamy na rękę Rosji?

Gdy formułowano podstawy ideowe naszej polityki zagranicznej uznano, że najlepszym gwarantem niepodległości Ukrainy i Białorusi będzie system demokratyczny. Z czasem niepodległość uznaliśmy za na tyle już okrzepłą, że skupiliśmy się już wyłącznie na demokracji. Zamiast wiec zajmować się celem – skupiliśmy się na metodzie. W przeciwieństwie do Moskwy (ale i Berlina) nie próbowaliśmy, za pomocą narzędzi gospodarczych, wiązać z nami elit, a miast tego – prowadziliśmy dialog ze (skądinąd nieistniejącym) „społeczeństwem obywatelskim”. Tymczasem wydarzenia w miastach wschodniej Ukrainy pokazują nam, że cel nigdy nie został osiągnięty – a niepodległość naszych wschodnich sąsiadów jest, bardziej niż sądziliśmy, krucha. Czas więc może pogodzić się z tym, że idea wedle której demokracja miała być skutecznym narzędziem realizacji naszych celów na wschodzie nie sprawdziła się. Na Ukrainie owszem – wywołała Majdan, ale ten z kolei uruchomił mechanizmy, w wyniku których nasz kraj nie stał się wcale bezpieczniejszy.

Jeśli wydarzenia na Ukrainie nie spowodują debaty o tym, czemu w naszych założeniach politycznych wobec wschodu założyliśmy – inaczej niż chyba wszyscy w historii– że dyplomacja to sztuka kreowania rzeczywistości, a nie umiejętność poruszania się w ramach istniejących realiów to za 5 lat – gdy A. Łukaszenka będzie obchodził ćwierćwiecze swoich rządów – przyjdzie nam zacytować poetę i zawołać „miałeś chamie złoty róg / …/ ostał ci się ino sznur”.

W naszej polityce wschodniej chodziło nam od początku w zasadzie o jedno – o to by mieć strefę buforową pomiędzy nami a Rosją. Na Ukrainie grają dziś więksi od nas – przebieg gry niestety nie daje nam powodów do nadmiernego optymizmu. Oczywiście z walki o Ukrainę nie możemy zrezygnować, ale może czas powalczyć też o Białoruś. By było to jednak możliwe uznajmy realia – zaproponujmy więc A. Łukaszence uznanie jego władzy w zamian ze ewolucję systemu w kierunku miękkiego autorytaryzmu bez więźniów politycznych.  A. Łukaszenki nie namówimy nigdy do sojuszu z nami, ale jeśli dzięki zmianie naszych założeń zyska on pole manewru to już to, samo w sobie, będzie naszym zwycięstwem. Niestety po ćwierćwieczu odrzucania realiów to chyba wszystko na co możemy dziś liczyć. Alternatywą jest jednak zupełna klęska. Może więc czas na odwilż z Mińskiem?

tekst ukazał się na stronie

http://www.forbes.pl/jurasz-polska-powinna-poprawic-stosunki-z-bialorusia,artykuly,175632,1,1.html

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka